„Wielkie uczyniłeś mi pustki na polu moim, mój Drogi Gościu, tym zniknieniem swoim”.
Wielkimi krokami zbliża się koniec sezonu 2014 na polu namiotowo-kempingowym „Pod brzozami”. Czas podsumowań, rozliczeń, refleksji, a także wspomnień dotyczących wszystkiego, co się w sezonie na polu działo złego i dobrego. Powiem jedno: ciężkie jest życie recepcjonisty! Dla mnie to był pierwszy sezon na tym stanowisku, nowa była praca, nowi byli goście, nowi również w pewien sposób byli współpracownicy. I jak się to wszystko potoczyło?
Ano toczyło się różnie, raz z górki raz pod górkę. Generalnie entuzjazm i zapał do pracy był, więc i robota jakoś szła. A to że prezes – na dzień dobry – zamiast elegancko wyglądać i ładnie pachnieć za recepcyjnym biurkiem kazał skręcać ławki przy boisku? Phi! Porządny recepcjonista żadnej pracy się nie boi! (I tu chciałam z miejsca ostrzec wszystkich zainteresowanych: adidasy na koturnie zdecydowanie nie nadają się do prac polowych…). Z początków mojej pracy na recepcji zapamiętam też doskonale, że wcale nie trzeba wyrzucić czarnej koszulki umazanej białą farbą olejną – wystarczy ślady farby zamalować markerem w kolorze koszulki. Do zdobytych umiejętności w tych dniach zaliczam również równe naklejanie literek ze styropianu, komponowanie wyglądu tablic informacyjnych, a także efektywne sprzątanie biura. Przypomniałam też sobie wtedy jak precyzyjnie i szybko zamiatać kostkę brukową.
No ale zamiatanie zamiataniem a tu zaczęli się powoli zjeżdżać goście i niezbędnym było zamienienie miotły na laptopa. Swoją drogą nie wyobrażacie sobie nawet ile tematów można poruszyć z gośćmi w oczekiwaniu na to aż się program rejestracyjny odwiesi: od pogody po kościół i politykę! Moi pierwsi oficjalni klienci, którzy znaleźli się przy moim biurku, na szczęście byli również stałymi gośćmi, inaczej mogłoby ich nieco zaskoczyć, że z grubej rury od razu zamiast najpierw lekko zagadać, kazałam im płacić za pobyt (w tym miejscu chciałam serdecznie pozdrowić rodzinę Barczyków…). Ale recepcjonista jak każdy człowiek uczy się na błędach, i potem w kwestii obsługi gości było z każdym dniem lepiej.
Do umiejętności zdobytych podczas pracy na recepcji w szczególności zaliczyć muszę:
- Logistykę tłumu („Państwo wyjeżdżają, to zwolnią Państwo miejsce tym Państwu tutaj, a że Ci Państwo mają mniejszy namiot niż Państwo, to jeszcze od tamtych trzecich Państwa wciśniemy obok ich samochód…”).
- Meteorologię wróżbiarską („To nic Szanowny Panie że współczesna nauka nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć pogody na dalej niż dzień do przodu, ja Panu obiecuję, że będzie piękna, słoneczna pogoda do końca przyszłego tygodnia!”).
- Psychologię wczasowicza („Jest mi bardzo przykro że ktoś Pana zastawił, ale nie może Pan z tego powodu płakać…”).
- Marketing i polecanie („Tu jak Pan pójdzie to ma Pan najlepszą rybę w Ustroniu, tu lody, a tu są najtańsze dmuchańce”).
- Resocjalizację gościa („To nic że Pan popchnął w kiblu tego drugiego Pana, może się Pan zmienić i stać lepszym człowiekiem”).
- Rozwiązywanie konfliktów kempingowych („Dlaczego Panowie się kłócą? Jest piękna pogoda, świeci słonko – kochajmy się!”).
- Negocjacje cenowe desperackie („Pani ma do zapłaty 20 złotych za dobę, naprawdę nie mam Pani z czego opuścić!”).
- Odtrącanie końskich zalotów („To bardzo miłe, że się Panu podobam, ale mam chłopaka i nie planuję go zmieniać…”).
- Rechotanie z nieszmieszności („A hahahahaha! Naprawdę mnie Pan ubawił, mówiąc że te nowe banknoty stuzłotowe drukował Pan w nocy przed przyjazdem! A hahahahaha! To nic że mówi tak co drugi gość!”).
- Załatwianiem rzeczy możliwych („Obiecuję, że uzupełnimy mydło w toalecie, od ręki w trzy minuty, ale musi mi Pan przestać o tym marudzić abym mogła iść sprawę mydła załatwić, inaczej się nie da Szanowny Panie…”)…
- …oraz niemożliwych („Postaram się sprawić, żeby morze aż tak nie szumiało, rozumiem że Pan nie może przez to spać…”).
I tak cały sezon, od świtu do nocy! I wiecie co? To nie było takie najgorsze, aczkolwiek jak wspomnę Pana Prokuratora który nakręcał telefonem kupę znalezioną przez niego obok jego namiotu (żeby mieć dowód w sprawie!), to akurat się cieszę że już prawie po wszystkim w ramach tego sezonu. Teraz póki co gości coraz mniej, więc na polu smutno i depresyjnie. Czekamy – może na weekend się zjedzie trochę ludu, dając „brzozom” ostatnie wakacyjne tchnienie. Drugich takich wakacji na pewno nie będzie, nie powtórzą się niektórzy ludzie, nie będzie takich samych sytuacji. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kolejny sezon będzie jeszcze bardziej emocjonujący, a dla naszych gości – niezapomniany.
Najnowsze komentarze