Witam serdecznie wszystkich odwiedzających i mających zamiar odwiedzić tak Ustronie Morskie jak i kemping Pod brzozami. Pochodzę z południa Polski. Mieszkam niedaleko granicy z Czechami. Odkąd tylko pamiętam zawsze z niecierpliwością oczekiwałem na decyzję rodziców w kwestii corocznych wakacji. Na początku lat 90 tych niemal tradycją było przeznaczenie kilku urlopowych dni na pobyt nad Bałtykiem. Jako dziecko byłem w kilku nadmorskich miejscowościach. Najlepiej z nich wspominam Dziwnów i Władysławowo ( z fantastycznym, bajkowym Lisim Jarem). Mocno w pamięci utkwiły mi także pierwsze kolonie nad morzem. Spędziłem je w malutkiej miejscowości o nazwie Pogorzelica. To był wspaniały czas. Byłem wtedy jednak dzieckiem i małą wagę przywiązywałem do ważnych zagadnień dotyczących urlopu w tej części kraju. Ostatni raz wygrzewałem się na polskiej plaży jakieś dziesięć lat temu. Po piętnastym roku życia wiadomo – liceum a potem studia. Wiele rzeczy wokół mnie się w tym czasie zmieniło. Nowe obowiązki, priorytety. Później wakacje to przeważnie były wyjazdy zarobkowe za granicę. Miałem bardzo mało czasu na wypoczynek. Z Bałtykiem zawsze miałem jednak bardzo dobre wspomnienia. Nic dziwnego więc, że coraz częściej planowałem powrót na północ Polski. Chciałem wrócić choćby tylko na chwilę, Przywołać w pamięci beztroskie chwile dzieciństwa. Może brzmi to troszkę sentymentalnie, ale tak właśnie wtedy było. Dwa lata temu postanowiłem namówić dziewczynę na wspólny wypad nad morze. Nie ukrywam, że nie łatwo było podjąć decyzję o miejscu pobytu. Podobnie jak nakłonić towarzyszkę na wspólne wakacje w naszym kraju. Wiadomo, że dziś jeżeli myśli się o morskich kąpielach to raczej w Adriatyku czy morzu czarnym. W Internecie roi się od zachęcających ofert wypoczynkowych. W nich przeważnie Bałtyk jawi się niemal jako raj na ziemi. Planowałem odwiedzić tym razem jakąś większą miejscowość. Nigdy nie byłem w Kołobrzegu, więc ta opcja wydawała mi się najbardziej realna. Wiele słyszałem o licznych atrakcjach tego miasta. Po przypadkowej rozmowie ze znajomym zmieniłem jednak zdanie. Kolega usłyszawszy o moich planach zwrócił mi uwagę na parę istotnych kwestii. Kołobrzeg owszem fajna sprawa, jednak nie w interesującym mnie terminie. Wtedy właśnie dowiedziałem się o miejscowości Ustronie Morskie. Bartek spędził w zeszłym roku kilka dni właśnie tam. A konkretnie na kempingu Pod brzozami. Wynajmował tam pokój w pensjonacie i bardzo sobie chwalił to miejsce. Dobra lokalizacja, blisko do morza. Ja jednak chciałem wybrać się pod namiot. „Tym lepiej!” usłyszałem. I tutaj Bartek zaczął wymieniać zalety tego pola kempingowo namiotowego. Brzmiało to wszystko całkiem nieźle. Trochę się jednak wahałem. Po długim namyśle stwierdziłem, że Ustronie Morskie leży przecież blisko Kołobrzegu. W razie potrzeby, bądź zmiany planów nie będzie problemów z przenosinami. Decyzja więc zapadła – Ustronie Morskie! Podróż trochę trwała. Jechaliśmy bardzo ostrożnie, tym bardziej, że na dachu mieliśmy dwa rowery. W amoku przygotowań zupełnie zapomniałem, że na miejscu podobno można skorzystać z ośrodkowych rowerów. Do celu dotarliśmy dość późnym wieczorem. Brama kempingu była jednak otwarta. Całkiem rozległy teren. Sporo namiotów i przyczep kempingowych ( to był 21 lipca). Miły Pan z obsługi pola pomógł nam w znalezieniu odpowiedniego miejsca. Pomimo mroku wszystko odbyło się szybko i sprawnie. Rozbiliśmy namiot niedaleko głównych sanitariatów, które muszę powiedzieć robią dobre wrażenie. Blisko naszej miejscówki stała także wiata wypoczynkowa o dużo mówiącej nazwie Chilton. Jak się później miało okazać na całym terenie kempingu panowała dość specyficzna, bardzo wszakże pozytywna atmosfera. Już następnego dnia byliśmy zintegrowani zarówno z sąsiadami ( pozdrawiamy serdecznie Panią Agatę i Mariusza oraz dziewczyny z Bydgoszczy) jak i z właścicielami pola. Włodarze okazali się niemal naszymi rówieśnikami i szybko znaleźliśmy wspólny język. Rozpoczęliśmy więc wakacje. Samo Ustronie Morskie nie jest tak małą miejscowością jak się spodziewałem. Między Kołobrzegiem a Koszalinem to chyba jedno z większych miasteczek wypoczynkowych. I zapewniam, że można tutaj znaleźć niemal wszystkie atrakcje, które kojarzą nam się z urlopem nad morzem. Pierwszą ważną kwestią jest plaża i odległość do niej. W Internecie można wyczytać, że od kempingu jest to 300 metrów. Tak też jest w rzeczywistości. W zasadzie przechodzimy tylko przez jedną, chyba główną ulicę i już jesteśmy na deptaku. Później jeszcze tylko parę kroków i już możemy cieszyć się widokiem Bałtyku. To niewątpliwa zaleta. Jako, że ciągle czegoś zapominałem to nie było problemu z szybkim powrotem pod namiot. Plaża umiejscowiona vis a vis kempingu jest średniej wielkości. W okresie, w którym zawitaliśmy do Ustronia ludzi było całkiem sporo. W sumie był to środek sezonu więc nie powinniśmy się dziwić. Nie było wprawdzie większego problemu ze znalezieniem kawałka plaży dla naszych leżaków. Pomyśleliśmy jednak, że wolimy troszkę więcej przestrzeni. Na recepcji dowiedzieliśmy się iż warto przespacerować się zarówno w lewą jak i prawą stronę od zejść numer 9 (tam byliśmy pierwszy raz) i 10. Okazało się, że po pięciu minutach spacerku plaża po obu stronach znacząco się poszerza. Nie groził więc już nam ścisk. Idąc w kierunku Kołobrzegu, przy zejściach 11 i 12 możemy już zacząć kąpać się pod czujnym okiem ustrońskich ratowników. Których z tego miejsca gorąco pozdrawiamy! W ogóle plaża w Ustroniu Morskim sprawia wrażenie bardzo bezpiecznej. Po zażyciu kąpieli słonecznej postanowiliśmy coś zjeść. Ja byłem już trochę zmęczony i nie bardzo miałem ochotę poszukiwać jakiejś wystawnej smażalni czy restauracji. Jednak gdy tylko znów znaleźliśmy się na deptaku od razu w oczy rzuciły nam się dwie nazwy. Restauracja Bursztynowa oraz bar Jar. W popularnej( jak się później dowiedziałem) „Bursztynce” można było zjeść całkiem przyzwoicie. Ewelina spałaszowała tam dorodną Flądrę. Ja tego dnia miałem jednak ochotę na klasyczny obiad – schabowy plus ziemniaczki. I tu bardzo pozytywne zaskoczenie. Bar Jar okazał się bardzo przyjazną, swojską jadłodajnią. Dostałem naprawdę przyzwoity zestaw obiadowy. Sympatycznie Panie nie żałowały surówek. Wszystko naprawdę bardzo dobrze smakowało. Co bardzo istotne – ceny były bardzo zachęcające. Jako, że bar Jar był oddalony od miejsca naszego pobytu tylko jakieś 200 metrów – stałem się jego częstym bywalcem. Podczas naszego wypoczynku Pod brzozami dowiedziałem się o jeszcze kilku wartych odwiedzenia punktów gastronomicznych. Nie udało się nam dotrzeć do restauracji Ustronianka. Podobno jednej z bardziej zasłużonych w Ustroniu Morskim. Dobrą rybkę zjadłem jednak w smażalni Delfinek na ulicy Nadbrzeżnej. Ulica ta jest chyba jedną z najważniejszych w tym miasteczku. Bardzo kolorowa, dość ruchliwa. Pełna atrakcji typowo nadmorskich jak i paru niespodzianek. Znalazłem tam także bibliotekę. Ze swojej strony polecam usługi karykaturzysty, który ma swoje stanowisko przy końcu tej ulicy. Sympatyczny człowiek z dużym talentem artystycznym!  Tam też znajduję się bardzo długie i szerokie molo. Jedno z największych jakie widziałem. Robi wrażenie. Być może w przyszłości będą się tu odbywały jakieś imprezy taneczne. No właśnie – zabawa i tańce! Nieodłączny element wypoczynku nad polskim morzem. Jest w czym wybierać. Na plaży ustawiane są namioty Żywca. W pubie Bela Vista można posłuchać znakomitej muzyki granej na żywo. Głównie lata 70 i 80 te. Restauracja Bursztynowa także posiada swoją kameralną salę taneczną. W ogóle ten pub wydaję się być zaprzyjaźniony z ośrodkiem Pod brzozami. Bardzo często widziałem tam wiele znajomych twarzy z tego kempingu. Największa impreza to chyba jednak Malibu na wspomnianej już ulicy nadbrzeżnej. Ja jednak lepiej bawiłem się w Bursztynce, Bela Viscie i oddalonym o jakieś 1,5 kilometra Zielonym Ogrodzie w miejscowości Sianożęty. Podczas pierwszych wakacji Pod brzozami trafiliśmy na w miarę dobrą pogodę. Mieliśmy ciekawą alternatywę, gdy jednak pewnego dnia bardziej popadało. Dosłownie parę kroków od ośrodka mieści się sieć basenów Helios. W środku znajduję się spora pływalnia, trzy wanny z hydromasażem i dwie sauny. Na basenie jest także możliwość zagrania w kręgle, z czego skwapliwie skorzystaliśmy. Jeżeli chodzi o sport bardzo chętnie gram w piłkę nożną. Miejscowy Orlik mieści się także jakieś 5 minut drogi od pola namiotowego. Nie miałem jednak okazji z niego skorzystać. Chętnie natomiast zagrałem w siatkówkę Pod brzozami. Mecze są tam rozgrywane niemal codziennie i cieszą się dużym zainteresowaniem wczasowiczów w każdym wieku. Często rozgrywaliśmy pojedynki z kadrą kempingu. Wszyscy bawiliśmy się wyśmienicie. Z ustrońskiej rekreacji fizycznej polecam także park linowy. Mieści się on na końcu miejscowości, w kierunku wioski Wieniotowo. Fajna zabawa i naprawdę spore emocję. Zabrane przez nas rowery także bardzo się przydały ( na stanie brzozowym jest chyba z 8 rowerów, ale wczasowicze często z nich korzystają) i wielokrotnie udawaliśmy się na wielogodzinne przejażdżki. Wybraliśmy się m.in. do Kołobrzegu, który miał być naszą stacją docelową. I tu kolejne zaskoczenie na plus. Fantastyczna ścieżka rowerowa! Można nią dojechać pod samą latarnię morską w Kołobrzegu. Nigdy tak dobrze nie czułem się podczas jazdy na rowerze. Ścieżka ciągnie się przy samej plaży, co jakiś czas odbija w stronę pięknego parku. Dookoła co chwilę natrafiamy na zapierające dech w piersiach widoki. Dzikie plaże, piękne parkowo-leśne zakątki. Cały czas możemy podziwiać naturalne piękno morza, lasów i wydm. Mijamy także majestatyczne, bajkowe wręcz rozlewiska. Przyroda na tej trasie naprawdę zapada głęboko w pamięć. Często robiliśmy postoje by nacieszyć oczy tymi urokliwymi widokami. Po powrocie Pod brzozami czekali już na nas poznani (licznie) znajomi. Grillowaliśmy w doskonałej atmosferze. Muszę tutaj dodać, że wieczory na kempingu są bardzo spokojne. Od 23 panuję tutaj cisza nocna. Nie przypominam sobie jakiś nieprzyjemnych sytuacji. Wiadomo przecież ,że podczas urlopu na wakacjach różnie z tym bywa. Nikt nas do namiotów nie zaganiał. Za to bardzo dyskretnie przypominano nam o późnej godzinie. Wszystko w sposób kulturalny i na wysokim poziomie. Ja i Ewelina czuliśmy się na terenie kempingu bardzo bezpiecznie. I na tyle dobrze, ze następnego lata także pojawiliśmy się w tym miejscu. Tym razem wprawdzie wynajęliśmy pokój w pensjonacie, ale pozytywnych emocji również nie brakowało. Dopisała pogoda. Spotkaliśmy kilku znajomych z naszego pierwszego spotkania. W 2013 roku zauważyłem, że to miejsce się rozwija. Nie znam się osobiście na podróżach z własną przyczepą kempingową czy kamperem. Więc nie będę tutaj pisał o tym aspekcie. Wydaję mi się jednak, że właściciele tych pojazdów także są zadowoleni. Nie ma więc problemów ze znalezieniem miejscówki. Poszerzono teren obiektu . Kemping nie stracił jednak nic ze swojego (moim zdaniem) głównego atutu. Naprawdę pozytywnej atmosfery. W dużej mierze kreowanej przez właścicieli brzózek. Nie będę już zanudzał czytelników tego tekstu. I tak jak na mnie sporo napisałem 😉 Powiem tylko, że przyjazd do Ustronia Morskiego na ten właśnie kemping to był strzał w dziesiątkę. Bardzo chciałbym wrócić w kolejne wakacje, choćby na tydzień Pod brzozy. Zobaczymy, co życie przyniesie. Ze swojej strony chciałbym jeszcze podziękować wszystkim poznanym ludziom z którymi miałem przyjemność znakomicie spędzić letni czas. Pozdrawiam także dziewczyny z obsługi, Pana ochroniarza oraz dwóch Jakubów. Gdy jeszcze kiedyś będę planował wakacje nad Bałtykiem – Pod brzozami będzie pierwszym miejscem o którym pomyślę.

 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

 

Łukasz

Facebook
YouTube
Instagram